Niespodzianki, czyli co można znaleźć w odzieniu

Duża przyjemność to wyjść z dzieckiem na miasto będąc młodym ojcem. Co tu dużo mówić – jest duma, że można tak samodzielnie, że człowiek daje radę. Jak się doda odrobinę próżności („ogarniam tą jakże skomplikowaną sytuację”) efektem jest pełna satysfakcja i czoło w górze. Życie jednak nie lubi kozaków. Ostatnio będąc w Krakowie tak się właśnie upajałem tą swoją samowystarczalnością. Podczas, gdy G. była na zajęciach, my z Zu szaleliśmy po Krakowie, od kawiarni do kawiarni przez Mocak, Kazimierz, Błonia. Zu wcinała z butelki jak w zegarku, co 3 godziny, po karmieniu rytualne odbicie, do wózka i dalej. W kazimierskich knajpach już nas znają.

na blogaNa pewnym etapie naszej wyprawy otoczyła mnie niepokojąca woń. W dodatku mała zrobiła się jakaś marudna. Wącham ją – w normie. Wącham siebie – też (myślałem, że może na czymś niefajnym usiadłem, nie wiem). But lewy, but prawy, nic. Gdzie się nie ruszę, ten zapach wciąż wbija mi się w nos. Śledztwo, jak to mawiają specjaliści, utknęło w martwym punkcie. Uznałem, że to jeden z kolejnych moich omamów.

Zagadka rozwiązała się wraz z postępującym ochłodzeniem. Wracaliśmy z Błoni na Kazimierz, zawiało więc zapakowałem Zu w kokon a sam szybkim ruchem narzuciłem kaptur na głowę. Na moim czole wylądowała jego nieoczekiwana zawartość w postaci treści żołądka mojej córki sprzed kilku godzin. Zła wiadomość – źle się funkcjonuje z wymiotem na czole w środku obcego miasta bez dostępu do łazienki. Dobra informacja – nie mam omamów. Zu była marudna, ponieważ chwycił ja głód po tym, jak zwróciła wszystko wprost w moją garderobę. I wszystko jasne.

Po co to wszystko, czyli początek

stópki i oczyJuż chwilę po urodzeniu się Zu pojawił się pomysł – może zacząć pisać bloga. Bardzo oryginalny pomysł, w tym samym momencie ta sama koncepcja zrodziła się zapewne w głowie miliona ludzi. Ale co tam.

Dużo jest blogów rodzicielskich, dużo jest blogów mam, niewiele jest tych, które opisują rodzicielstwo z punktu widzenia taty. Dlatego zaczynam pisać. Mój cel to opis tak subiektywny, jak się da – nie będę robił testów piętnastu przewijaków. Będę opisywał, jak się spisał ten konkretny na stacji benzynowej w Skarżysku, o ile oczywiście będzie sens o tym pisać. Chodzi mi o to, aby oddać klimat rzeczy dla mnie najważniejszych w procesie taty w budowie, czyli emocji, odczuć, frustracji i radości związanych z pojawieniem się Zu na świecie.

Gdy zaczynam pisać, Zu ma już parę ładnych miesięcy. Trochę czasu i ważnych zdarzeń już minęło, więc raz po raz będę retrospektywnie nurkował w czasy minione, bo przez te miesiące wydarzyło się dużo. Mimo dużej pokusy nie opiszę samego porodu, bo to temat, który po spisaniu zamknąłem w szufladzie – i tam jego miejsce. Zu, jak dorośnie, przeczyta.

Dla kogo ten blog? Dla tych, którzy walczą na podobnym froncie, albo taką walkę w najbliższym czasie przewidują. Dla tych, których ciekawi męski punkt widzenia w temacie nieopierzonego rodzicielstwa. Dla każdego, który znajdzie motywację, aby tu czasem zajrzeć. W końcu dla mnie – wreszcie mogę sobie bezkarnie popisać.

Fajnie, jeżeli będziecie śledzić wpisy, fajnie, jeżeli będziecie komentować. Fajnie, aby to żyło, ale to już zależy od Was. Postaram się nie przynudzać.

zuzu i tata