Zu vs. pies

Mamy psa. Pies, właściwie suka, nazywa się Kozak, co oddaje jej skomplikowany charakter. Nasz zresztą też, ponieważ skoro nazywamy sukę imieniem w rodzaju męskim, najwyraźniej jesteśmy nie do końca poukładani.

Kozak jest kundlem, przepraszam, psem „rasy europejskiej” – jak mówią ci, którzy chcą swoje kundle poddać upgrade’owi i awansowi w psiej społeczności. Pies jest ogólnie w porządku, lubimy się, nawet bardzo. Pochodzi z Czerniakowa, co częściowo tłumaczy jej trudny charakter, nierzadki brak manier i niecodzienne zwyczaje typu spluwanie bez powodu. Nie chcę obrazić mieszkańców Czerniakowa, to tylko proste skojarzenie z przedwojennymi klimatami z ferajny. Zresztą te defekty to po prawdzie nasza wina – efekt serii zaniedbań z okresu szczeniactwa. Ale do rzeczy.

Jak G. zaszła w ciążę, zaczęliśmy się zastanawiać, co na to pies. Słyszeliśmy różne dziwne historie – o psach które walczą o miejsce w stadzie i zwalczają małego człowieka, była też jedna o suce, która wyciągała niemowlaka z łóżka i przenosiła do swojego legowiska wierząc, że sama lepiej się dzieckiem zajmie niż nieodpowiedzialni dwunożni. W tej sytuacji, podobnie jak w stu innych, sprawdziła się zasada „szukaj w Google, a dowiesz się o nadciągającej tragedii”. Czarne historie pełne nieszczęścia są zawsze najwyżej w wynikach wyszukiwania, pewnie dlatego właśnie, że ludzie ich szukają, aby dowiedzieć się, co im potencjalnie grozi. Częste wizyty podbijają je w rankingach, więc gdy tata w budowie szuka hasła „dziecko i pies”, dostaje serię upiornych historii które dowodzą, że na połączenie psa i dziecka w domu pozwalają sobie jedynie nieodpowiedzialni, bezmyślni rodzice. Nie szukajcie w wyszukiwarkach rozwiązań. Zła droga.

Zdecydowaliśmy się na obserwację wyczekującą. Po naszym powrocie do domu z Zu suka wycofała się do okopów i przeszła do fazy monitoringu i biernego uczestnictwa. Instynkt zadziałał zgodnie z oczekiwaniami – obchodziła dziecko dużymi łukami, nie dotykała jej zabawek. Dobry pies. Po kilku miesiącach zaczęły się liźnięcia, pierwsze zabawy. Były też pierwsze warki gdy Zu chwytała ją za sierść i z całej siły wyrywała kłaki. Ale bez agresji. Tak jest do dziś.

zuzu kozak

Niedawno odkryliśmy dodatkowe plusy wynikające z posiadania Kozaka. Gdy karmimy Zu, część jedzenia jest rozrzucana dookoła w sposób zasadniczo nieskoordynowany. Po karmieniu wzywamy serwis sprzątający:

kozak fotelikSerwis sprzątający, wyżerając wszystkie resztki, dba o porządek. Jej żarłoczność sprzyja dokładności – test białej rękawiczki zaliczony z palcem w kozaczych nozdrzach.

Zalety:

–  podłoga wolna od niekończących się zasobów kaszy jaglanej, fasolki, marchewek, kleiku, jabłek i tysiąca innych rzeczy,

– najedzony pies – wersja low budget,

– pies nie bierze pieniędzy za świadczenie usług w zakresie porządkowym.

Same zalety.