Zapraszam na tekst o Zu i Kozaku. Historia zmagań człowieka ze zwierzem w wersji skróconej. Link poniżej.
Tag Archives: pies
TROKT
Dziś wybraliśmy się na spacer do lasu. Pierwsze dni prawdziwej wiosny należy przywitać aktywnie, w terenie. Zapakowałem rzeczy Zu, pojmałem Kozaka, założyłem suce obrożę i smycz – w drogę.
W lesie pięknie, pusto (to zaleta nieuregulowanego czasu pracy – można wybrać się na spacer w środku dnia), wściekle zielono, co w wiośnie lubię najbardziej. Maszerowaliśmy przez kilka godzin, zrobiliśmy wielką pętlę odwiedzając rozliczne trakty, zagajniki, nawet niewielkie jezioro. Na jednej ze ścieżek napotkaliśmy Tajemniczego Rowerzystę o Kamiennej Twarzy (TROKT). Gdy minął nas za pierwszym razem, nie zwróciliśmy na siebie szczególnej uwagi. Żadna ze stron nie zastosowała zestawu przyjaznych gestów mimicznych, ale w Polsce to właściwie standard. Swoją drogą szkoda, że nie ma takiego zwyczaju – to zbliża ludzi. Jak w Hiszpanii, gdzie wszyscy zawsze się witają, gdzie się człowiek nie zapuści, słyszy zewsząd: hola! hola! Rowerzysta odjechał, my poszliśmy dalej. Po kilkunastu minutach mignął mi na ścieżce obok – miał równie niewzruszoną twarz. Pojechał.
Minęło kolejne pół godziny – zauważyłem go znowu. Jechał w naszą stronę. Wyraz twarzy bez zmian. Minął nas, coś mnie tknęło, obróciłem głowę. Zatrzymał się, stał kilka metrów za nami, milczał.
– Czy w czymś Panu pomóc? – zapytałem.
– Piwo. – odpowiedział oszczędnie TROKT.
Przeglądałem w myślach możliwe warianty. A. Chce mnie poczęstować, B. Chce, abym go poczęstował, C. Chce kupić, a nie wie gdzie.
– Piwo! – powtórzył podniesionym głosem.
– Jakie piwo? – zapytałem.
– Piwo! Chcę!
– Aaa, to musi Pan tam, do Międzylesia, tam jest sklep, albo w drugą stronę, do Radości. – odparłem, chcąc go wesprzeć radą.
– Przecież wiem!!! – krzyknął TROKT, – Nie masz?
– No nie mam, czy wyglądam na takiego, który ma, w środku lasu, z dzieckiem, z psem..?
Wkurzony TROKT splunął i odjechał bez słowa. Już go nie spotkaliśmy. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że wyglądam jak menel, który nie rusza się z domu bez alkoholu, a taką właśnie diagnozę postawił mi, jak widać, TROKT. Najwyraźniej krążył wokół nas jak sęp w środku lasu, licząc, że idąc z Zu na spacer wyposażyłem się w sześciopak.
Swoją drogą, zainspirował mnie.
Zu vs Kozak – próba sił
Dziecko + pies – kolejny odcinek serii.
To wciąż przyjaźń, ale szorstka, niczym skołtuniona sierść Kozaka. Pies w tej relacji jest na pozycji przegranej, choćby dlatego, że Zu wciąż – i to szybko – rośnie, a suka nie. Zmieniają się wzajemne proporcje, Zu z każdym dniem silniejsza i bardziej ciekawa, do jakich zachowań może się posunąć. Pies przestaje stosować taryfę ulgową. Walka gatunków.
Kozak stosuje wobec Zu zasadę ograniczonego zaufania. To prosty wniosek z wzajemnych doświadczeń. Aktualny repertuar Zu w zakresie męczenia zwierząt wygląda następująco:
1. Metoda „uśpij czujność”. Podchodzi do psa, głaszcze czule, coś bzyczy pod nosem. Pies wtedy relaksacyjnie się rozkojarza. Zu w pewnej chwili zatrzymuje dłoń zagłębioną w psich kudłach i szybkim ruchem wyrywa garść kłaków. Trzyma dłoń w górze z sierścią niczym trofeum. Na nasz wrzask nie reaguje w ogóle. Próbujemy ratować psa, próbujemy ratować Zu przed psimi zębami, bo Kozak traci cierpliwość i zaczyna prezentować wadę zgryzu połączoną z ostrzegawczym sygnałem akustycznym.
2. Metoda „na partyzanta”. Zu zaczaja się, podbiega do Kozaka i strzela Bogu ducha winnego psa z otwartej lub szarpie za ogon, po czym natychmiast wycofuje się w bezpieczne miejsce. Reakcja – jak wyżej.
3. Metoda „na misia”. Podchodzi i zaczyna popisywać się swą wiedzą z zakresu psiej anatomii. Pokazuje, jak na miśku, gdzie Kozak ma oko, gdzie drugie, gdzie nosek, gdzie ucho. Gdy spodziewamy się, że pokaże, gdzie jest drugie ucho, nagle, bez ostrzeżenia, chwyta z całej siły za to biedne ucho i wykręca je w trąbę. Pies warczy wściekle i patrzy na Zu z nienawiścią.
Kozak, jak na swój trudny charakter, zachowuje się i tak nieźle. Stara się dziecka nie gryźć, jednak, jak każda istota, ma swoje granice. Pewnego dnia, gdy mikrus przekroczył wszelkie normy współżycia, pies zainicjował czynną walkę o swoją integralność cielesną i dziabnął Zu w dłoń. Niezbyt mocno, ale tak, aby poczuła. Dziecko spojrzało ze zdziwieniem na ślad na skórze, zadało standardowe pytanie: „co tooooo???” i przeszło nad tym do porządku dziennego. Zero wniosków. Nie mamy już koncepcji, jak zniechęcić Zu do tych praktyk, mam wrażenie, że nic do niej nie dociera, a całą sprawę uważa za świetną zabawę.
Oprócz wyżej opisanych sytuacji kryzysowych obserwujemy też liczne plusy tej trudnej relacji. Zu wypracowuje w sobie odruchy altruistyczne, jej misją jest dbanie o właściwą dietę psa. Zawsze dzieli się z nią swoim jedzeniem, szczególnie, gdy nie widzimy. Gdy czasem zostawiamy ją z miską z jedzeniem, po kilku chwilach zachwycamy się naszym kulinarnym kunsztem, potwierdzonym szybko opróżnionym naczyniem. Następnie do naszych uszu dochodzi głośne mlaskanie psa, pod stołem łapczywie wsuwa cały posiłek Zu, która postanowiła się podzielić. Czasem zresztą biesiadują wspólnie – ostatnio nakryłem Zu, gdy siedziała naprzeciw psa z drożdżową bułką w ręku. Jeden gryz dla niej, jeden dla Kozaka i tak w kółko. Nie stosujemy sterylnego chowu, ale to już przesada i kuszenie losu, zwłaszcza, że Kozak czasem korzysta ze szwedzkiego stołu podczas spacerów. Nie chcecie znać szczegółów. Szczęśliwie Zu odporność odziedziczyła po G. i jak dotąd współistnienie z psem raczej ją hartuje niż wpędza w choroby.
Obie istoty świetnie współpracują na spacerach. Często godzinami latamy wspólnie po lesie, Zu rzuca Kozakowi patyki, Kozak zazwyczaj biegnie z zapałem w dokładnie odwrotnym kierunku, ponieważ w orientacji i refleksie osiągnęła podobną biegłość, jak w dbaniu o higienę osobistą. Suka często wciela się w rolę psa-przewodnika – Zu idzie prawie zawsze tam, gdzie Kozak, co mnie frustruje, ponieważ zazwyczaj to odmienny kierunek od wybranego przeze mnie. Ostatnio pies nagle skręcił w chaszcze, Zu poleciała za nim ślepo. Okazało się, że w owych chaszczach zatrzymała się w celach fizjologicznych pewna pani, która wywąchana przez Kozaka i podejrzana przez Zu została zmuszona do chaotycznej ewakuacji wgłąb lasu.
A Kozak – na moje oko, mimo pewnych plusów, nie jest zachwycona towarzystwem Zu. Z pewnością suka wolała monopol, czyli świat przed dzieckiem. Nie było konkurencji, nie było niezrozumiałej dziecięcej przemocy. Co zrobić, Kozak. Psi los.
Krótka wrzutka na temat planowania
O planowaniu było w poprzednim wpisie. Ale to temat – rzeka.
Zu ponownie postanowiła zadrwić sobie z pomysłu rodziców. Przy okazji chrzcin małej postanowiliśmy zabrać się wreszcie za urządzenie pokoju dla dziecka. Przenieśliśmy nasze rzeczy do mikropomieszczenia zwanego Czarną Dziurą (do tej pory wchłaniało wszystkie przedmioty) i udostępniliśmy naszą byłą sypialnię Zu.
Pierwszym gadżetem, któremu nie mogliśmy się oprzeć, było tipi. G. znalazła takie, które zawładnęło naszym poczuciem estetyki. Kupiliśmy, złożyliśmy i zaczęliśmy się zachwycać z myślą, jak to nasza córka będzie się wspaniale w nim bawiła. Przecież jak byliśmy mali, marzyliśmy o takim gadżecie, ale w epoce niedoborów byliśmy skazani na budowanie wyrobów namiotopodobnych z koców i krzeseł.
Zu, przynajmniej na razie, jest średnio zainteresowana. Za to pies – bardzo. Doszło więc do tymczasowej wymiany barterowej.
Zu ma nasze wysiłki w poważaniu i siedzi w kojcu, a Kozak korzysta z prawdopodobnie najbardziej luksusowego psiego lokum w okolicy. I tyle.
Zu vs. pies
Mamy psa. Pies, właściwie suka, nazywa się Kozak, co oddaje jej skomplikowany charakter. Nasz zresztą też, ponieważ skoro nazywamy sukę imieniem w rodzaju męskim, najwyraźniej jesteśmy nie do końca poukładani.
Kozak jest kundlem, przepraszam, psem „rasy europejskiej” – jak mówią ci, którzy chcą swoje kundle poddać upgrade’owi i awansowi w psiej społeczności. Pies jest ogólnie w porządku, lubimy się, nawet bardzo. Pochodzi z Czerniakowa, co częściowo tłumaczy jej trudny charakter, nierzadki brak manier i niecodzienne zwyczaje typu spluwanie bez powodu. Nie chcę obrazić mieszkańców Czerniakowa, to tylko proste skojarzenie z przedwojennymi klimatami z ferajny. Zresztą te defekty to po prawdzie nasza wina – efekt serii zaniedbań z okresu szczeniactwa. Ale do rzeczy.
Jak G. zaszła w ciążę, zaczęliśmy się zastanawiać, co na to pies. Słyszeliśmy różne dziwne historie – o psach które walczą o miejsce w stadzie i zwalczają małego człowieka, była też jedna o suce, która wyciągała niemowlaka z łóżka i przenosiła do swojego legowiska wierząc, że sama lepiej się dzieckiem zajmie niż nieodpowiedzialni dwunożni. W tej sytuacji, podobnie jak w stu innych, sprawdziła się zasada „szukaj w Google, a dowiesz się o nadciągającej tragedii”. Czarne historie pełne nieszczęścia są zawsze najwyżej w wynikach wyszukiwania, pewnie dlatego właśnie, że ludzie ich szukają, aby dowiedzieć się, co im potencjalnie grozi. Częste wizyty podbijają je w rankingach, więc gdy tata w budowie szuka hasła „dziecko i pies”, dostaje serię upiornych historii które dowodzą, że na połączenie psa i dziecka w domu pozwalają sobie jedynie nieodpowiedzialni, bezmyślni rodzice. Nie szukajcie w wyszukiwarkach rozwiązań. Zła droga.
Zdecydowaliśmy się na obserwację wyczekującą. Po naszym powrocie do domu z Zu suka wycofała się do okopów i przeszła do fazy monitoringu i biernego uczestnictwa. Instynkt zadziałał zgodnie z oczekiwaniami – obchodziła dziecko dużymi łukami, nie dotykała jej zabawek. Dobry pies. Po kilku miesiącach zaczęły się liźnięcia, pierwsze zabawy. Były też pierwsze warki gdy Zu chwytała ją za sierść i z całej siły wyrywała kłaki. Ale bez agresji. Tak jest do dziś.
Niedawno odkryliśmy dodatkowe plusy wynikające z posiadania Kozaka. Gdy karmimy Zu, część jedzenia jest rozrzucana dookoła w sposób zasadniczo nieskoordynowany. Po karmieniu wzywamy serwis sprzątający:
Serwis sprzątający, wyżerając wszystkie resztki, dba o porządek. Jej żarłoczność sprzyja dokładności – test białej rękawiczki zaliczony z palcem w kozaczych nozdrzach.
Zalety:
– podłoga wolna od niekończących się zasobów kaszy jaglanej, fasolki, marchewek, kleiku, jabłek i tysiąca innych rzeczy,
– najedzony pies – wersja low budget,
– pies nie bierze pieniędzy za świadczenie usług w zakresie porządkowym.
Same zalety.