Awaria

Z niemowlakiem czasem jest beztrosko, czasem mniej. Z reguły jak jest bardzo beztrosko, to potem jest bardzo mniej, być może natura dąży do równowagi. Gorzej, gdy dochodzi do wielkiej kumulacji.

Owa kumulacja zaczyna się czasem od rodzica, konkretnie od złego nastroju. Rzecz normalna – każdy czasem ma gorszy dzień, jest rozdrażniony, bardziej podatny na działanie negatywnych bodźców. Obcując z niemowlakiem, trzeba się w takiej sytuacji mieć na baczności z dwóch względów. Po pierwsze, dziecko chłonie wszelkie emocje rodziców i wbrew pozorom jest świetnym detektorem ich nastrojów. Po drugie, słabe samopoczucie rodzica obniża jego odporność, wskaźnik cierpliwości zbliża się do czerwonego pola, ogólne rozdrażnienie redukuje zasoby wyrozumiałości. W efekcie dziecko traci część sytuacyjnej pewności siebie i bezpieczeństwa, ponieważ widzi wkurzonego, zniecierpliwionego ojca (skończmy z tą anonimowością), który zazwyczaj dość nieporadnie (i niepotrzebnie) próbuje ukryć swoje emocje. Dalszą konsekwencją jest utrata dobrego nastroju, kwękolenie i wszechogarniająca demonstracja niezadowolenia. Dziecko odbija wszystkie negatywne emocje, jakie we mnie widzi.

Łatwo w takiej sytuacji uruchomić nakręcającą się spiralę złości, która niczym kula śniegu przybiera na wadze. W lekkiej desperacji staram się nad nią zapanować. Zu wciąż czuje dyskomfort, więc okazuje frustrację wykonując serię czynności, które są testem mojej wytrzymałości. Nie ma backupu, nie ma komu oddać dziecka, ponieważ G. w pracy. Trzeba zapanować i tyle, ale nie zawsze jest łatwo. Wraz z eskalacją złych emocji narasta poczucie winy, że nie mogę ich powstrzymać, przecież wiadomo, że Zu i jej wola nie mają z tą sytuacją nic wspólnego.

Zu ma narzędzie, które potrafi zdetonować złe emocje i wystrzelić je w stratosferę. Czasem nieświadomie z niego korzysta. Gdy siedzę w fotelu i zastanawiam się, do jakich technik panowania nad emocjami się odwołać, ona od niechcenia podchodzi, wkleja mi się w szyję i tak sobie jest, po prostu, przytulona, patrzy sobie gdzieś w bok pożerając własny kciuk. Chwilę tak poleży, każda z tych chwil ściąga mi z głowy kolejną warstwę napięcia. Moc wielka.

Nie zawsze jest jednak tak happyendowo – czasem walka z samym sobą i zmagania z niemowlakiem trwają, aż mikrus opadnie z sił i zaśnie. Dopiero wtedy nadchodzi czas na regenerację, ale wtedy właściwe techniki trzeba opracować samemu – bez udziału niemowlęcych ramion oplatających szyję. Trudniej.

zuzu sen

Ubieranie niemowlaka, czyli ustąp aby zwyciężyć

Nietrudno się domyślić, że Zu tuż po porodzie wywołała w nas lekki paraliż zadaniowy. Tak chyba zazwyczaj jest, szczególnie przy pierwszym dziecku. Każde zadanie związane z obsługą niemowlaka to stres. Pamiętam pierwsze przewijanie w szpitalu, ręce nam szalały jak u deliryka, wylaliśmy wiadra potu. Podobny cyrk był – i czasem jest – z ubieraniem Zu.

ubieranie
Problemy z brakiem doświadczenia w obsłudze noworodka wyzwalają w człowieku głęboko skrywane zasoby kreatywności. Motywacja jest konkretna – nic tak nie paraliżuje jak nieopanowany płacz niemowlaka, dlatego też rodzic-amator jest w stanie zrobić wszystko, aby nie dopuścić do takiego kryzysu. Mi pomogła obserwacja jeszcze na etapie szpitalnym. Podczas, gdy my braliśmy dłoń Zu w dwa drżące palce zastanawiając się, czy rzeczone palce nie zmiażdżą jej mikrołapek, pielęgniarki przy okazji badań przewijały i przebierały ją jedną ręką, wykonując kilka żołnierskich, konkretnych ruchów. Zero pitu-pitu. Zauważyłem, że te malce w większości przypadków były zadowolone z takiego przebiegu zdarzeń. Czyli pierwsza zasada – zdecydowane, ale czułe i delikatne ruchy, brak niepotrzebnych przestojów.

Im niemowlak starszy, tym silniejszy – stawia opór. Tu potrzeba innego patentu. Uwaga – będzie dygresja.

Gdy miałem jakieś 10 lat, chodziłem z przyjacielem M. na judo. Byłem dość marnym judoką, M. był bardziej ambitny. Na zajęcia chodził z nami niejaki Kotlet, który charakteryzował się dominującym wzrostem i byciem niepokonanym. Lał wszystkich bez wyjątku. Któregoś dnia M. doznał olśnienia i walcząc z Kotletem wprowadził w życie maksymę naszego Mistrza – Instruktora – „ustąp, aby zwyciężyć”. M. wykorzystał impet szarżującego Kotleta i powalił go jego własną siłą.

„Ustąp, aby zwyciężyć” – to niezawodna zasada ubierania niemowlaka. Dziecko nie lubi być ubierane, więc się zwija, obraca (jak już potrafi) i robi wszystko, aby ten proces utrudnić. Dlatego trzeba wykorzystać jego sprężystość – wtedy nieświadomie współpracuje. Gdy z całej siły wyciąga ramiona, trzeba trafić rękawem – wtedy szybkim ruchem rękaw wypełnia się wkurzoną ręką. Tak samo z drugą, tak samo z nogami. I Zu już gotowa do spania.