Krótki poradnik, jak nie dać się uśpić

Znowu to zasypianie. Temat wraca jak bumerang; to najlepszy dowód na to, jak mocno traumatyzujące właściwości ma ten proces dla rodzica.

Staramy się utrzymywać jakikolwiek rytm dnia, swego czasu zauważyliśmy, że działa to bardzo stabilizująco na dzieci. Rytuały mają swoje plusy, ale i cenę – bez względu na chwilowy poziom energii własnej należy je wykonać i tyle. Usypianie jest rytuałem podstawowym; staramy się więc szczególnie o ten aspekt dbać, aby nie dopuścić do sytuacji, w której Zu o północy lata jak oszalała po domu, a rano jest marudzącym trupem. Jest w tym solidna porcja interesu własnego – gdy wszystko idzie zgodnie z planem, o 21:00 zaczyna się życie dorosłych. Dzieci śpią.

Nie zawsze idzie.

Zu, jak każda istota ludzka, nie zawsze ma ochotę spać. Zderza się wtedy z naszą ochotą, aby spać jednak poszła. Ochota ta często przeradza się w desperację. Zu już pewien czas temu zorientowała się, że wchodzenie w otwartą konfrontację i otwieranie szerokiego frontu wojny domowej w tej materii jest mało skuteczne; co prawda realizuje swój cel – nie śpi – dzieje się to jednak sporym kosztem, wszak rodziców trafia wówczas szlag, latają po domu z czerwonymi od nadmiaru złych emocji twarzami i jest ogólnie mało przyjemnie. Przyjęła więc inną strategię – najogólniej mówiąc, strategię demonstrowania potrzeb podstawowych, do których prawa nie sposób jej odebrać. Jak to wygląda w praktyce?

Kładziemy się do łóżka. Zazwyczaj G., czasem ja. Leżymy, czytamy, coś się dzieje więc Zu nie protestuje. Kończymy czytać, więc czas na kultową kołysankę – ‚a a a, ko ki ka’ (czyli kotki dwa). Gdy kończymy, zapada cisza. Ta cisza to z jednej strony wyraz naszej nadziei, że wszystkie podjęte zabiegi zaowocują szybkim i bezproblemowym wepchnięciem Zu w objęcia Morfeusza. `Z drugiej, jest jasnym sygnałem dla Zu, że atrakcje się właśnie skończyły i robi się w sumie nudnawo. Gdy poziom nudy osiągnie punkt krytyczny i zarazem nie spotka się z wystarczająco silnie zniechęcającym Zu do protestów zmęczeniem, zaczyna się show fizjologiczny. I nie tylko.

Cisza, ta wspaniała, słodka cisza, do której często tęsknimy cały dzień, nagle znika.

– Tato, siku.

Wiem, że to ściema, w końcu opróżniałem nocnik godzinę temu. Z drugiej strony przecież nie odmówię dziecku możliwości zrealizowania tej potrzeby. Hmm. Inteligentne zagranie.

– Proszę, wiesz, gdzie jest łazienka.

Zu wstaje, mija mnie rzucając w moją stronę kilka triumfalnych spojrzeń („nie podskoczysz..!”). Wraca. Kładzie się. Cisza. Kilka minut.

– Tato, piciu.

Przygryzam wargi. Przecież nie odmówię jej wody.

– Dobrze, idziemy do kuchni.

Pijąc wodę patrzy na mnie bezczelnie. Znowu wygrała. Wracamy. Leżymy.

– Zu, śpij już.

-Tato, ale chcę dać buzi Basi.

-Tato, ale chcę przytulić mamę.

-Tato, kremik, swędzi noga.

Ten spektakl potrafi trwać godzinę. Po każdej demonstracji potrzeb Zu wychodzimy z jej pokoju coraz bardziej szarzy na twarzy. Najciekawsze jest to, że Zu nie stosuje prostej konfrontacji w stylu „nie zrobię tego, i już” + płacz + tupanie i inne takie. Ona nas pokonuje inteligencją – dobrze wie, jakich tricków użyć, abyśmy nie mogli odmówić. Wie, co jest skuteczne, a co nie. W związku z jej przewagą intelektualną, nie pozostaje nam nic więcej niż latać po tą wodę, opróżniać nocniki i dawać się przytulać mając nadzieję, że w końcu padnie i da nam nasycić się tą ostatnią godziną, która zostaje do naszej dyspozycji zanim sami zaśniemy.

IMG_6465